piątek, 16 listopada 2012

Drobne przyjemności... :)

Witajcie Kochani!!


     Drobne przyjemności chyba nikomu nie są obce :) Ja uwielbiam po nie sięgać wieczorem, kiedy nadchodzi czas relaksu i odpoczynku. Choć często bywa ich wiele, najczęściej sięgam po:


 
Kawkę, szczególnie rano lub w południe. Wieczorem od czasu do czasu skuszę się na gorącą czekoladę :)
 
 
 
Na pierwszym miejscu jednak znajduje się zawsze dobra książka. Uwielbiam pożółkłe kartki i stare, zniszczone okładki. Może to i dziwne, ale uwielbiam magię zawartą właśnie w starych książkach, czytając ją lubię tą świadomość, że ma ona swoją własną historię. Mieć świadomość tego, że kiedyś czytali ją moi dziadkowie lub rodzice zabierając ją ze sobą w różne, ciekawe miejsca, to coś cudownego :) Tak, jestem książkowym freak'iem ;) "Zabić drozda" akurat nie jest jedną ze starszych książek, ale jak widać już swoje przeżyła :) Jestem w połowie lektury tej książki, jeżeli ktoś będzie chętny będę mogła zdać relację.
 
 
 
Gdy jednak kawy już mam dosyć, w zimne dni chętnie sięgam po "afrykańską ;)" herbatę z... Rossmana :) Odkryłam ją rok temu i jej cudowny smak i zapach nadal mi się znudził. Jest to połączenie herbaty zielonej z czarną o smaku mango i banana.
 
 
 
Dla lubiących tropikalne zapachy - zapach "Zanzibar" również kupiony w Rossmanie.  Zadziwiło mnie to ogromnie, tuż przed wyjazdem na tą tropikalną wyspę robiłam zakupy w Rossmanie, i wtedy Pani przy kasie zaproponowała mi właśnie ten zapach w promocji. Na mojej twarzy ukazał się wielki uśmiech i oczywiście nie mogłam odmówić :)
 
 
 
 
No i kolejny towarzysz wieczoru - film na DVD. Mam kilka ulubionych komedii romantycznych, które mogę oglądać wiele razy :) Julia Roberts gra w większości z nich. Jest bardzo kobieca, gra kobiety z charakterem, co bardzo mi się podoba. "To właśnie miłość" polecam szczególnie na okres przedświąteczny, kiedy na zewnątrz zimno i mamy ochotę obejrzeć ciepły, wzruszający film z cudowną, klimatyczną muzyką i odrobiną humoru :)
 
 
Buziaczki,
 
Blueberry
 
 
 


czwartek, 15 listopada 2012

Maison Martin Margiela dla H&M

 


      Jeżeli lubisz bawić się modą i najnowsze trendy śledzisz z wielką przyjemnością, to to wydarzenie napewno nie uszło Twojej uwadze. H&M co roku daje nam możliwość posiadania ciuchów od światowej sławy projektantów i to w przystępnych cenach. Która kobieta choć raz nie zamarzyła o butach od Jimmy'ego Choo lub o sukience od Roberta Cavalliego? Te marzenia mogły się spełnić jeszcze w miarę niskich cenach jak za taki luksus w poprzednich latach. Jakość również była całkiem znośna, więc kolekcje schodziły w tempie błyskawicznym.
     Niestety tym razem byłam bardzo zawiedziona. H&M postawił na słabą jakość i ceny "jak z kosmosu". Kolekcja zaprojektowana przez Margielę nie powala, większość krojów nie nadaje się do pokazania się imprezie, a co dopiero do wyjścia w nich na miasto. Może i na sesję zdjęciową byłby to strzał w "10" ale i tak bez odpowiednich dodatków wyglądałoby to poprostu groteskowo.

 
 
 

        Całą kolekcję uratowały jednak kopertówki-cukierki, które mnie osobiście urzekły :) Nabyłam jedną z nich i choć nie jestem jeszcze na 100% pewna czy ją zostawię, zrobiłam zdjęcie żeby wam pokazać :)


 
 
Nabyłam także naszyjnik, który świetnie będzie się nadawał do imprezowych stylizacji.
 
 
 
 
 
Co jeszcze wpadło mi w oko, to buty z przeźroczystą koturną, jednak cena mnie nie zachęciła do zakupu, tym bardziej, że buty okazały się niewygodne.
 
 
 
 
 
 
A co wy myślicie o tej kolekcji??
 
Buziaki!
 
Blueberry

środa, 7 listopada 2012

Zanzibar czyli rajska wyspa :) cz. I

Witajcie :)

Jak już wspomniałam chciałabym trochę opowiedzieć o podróży z której wróciłam 3 tygodnie temu. Przeżyłam szok po powrocie, kiedy pogoda zaczęła zmieniać się diametralnie. Z gorącego, afrykańskiego klimatu do zimniej Polski, to musiało skończyć się przeziębieniem, ale na szczęście tylko lekkim :) Nie chcę się rozpisywać na mało ciekawe tematy, przejdę do sedna!

Choć sama podróż wydawała się nie do przebycia, jakoś daliśmy radę. Czekały nas 3 loty i przepłynięcie promem na wyspę, czyli w sumie 12 godzin w powietrzu i 2 godziny na promie. Pierwszy lot Warszawa-Mediolan był najkrótszy, ale napewno nie najprzyjemniejszy. Była to nasza pierwsza podróż w tak dalekie strony, więc byliśmy podekscytowani, a zarazem poddenerwowani, bo przecież nie mogliśmy się domyślać co się wydarzy. Gdy dolecieliśmy już do Włoch, przespaliśmy się w hotelu i następnego dnia o 6 rano czekał nas kolejny lot, tym razem do Istambułu. Trwał godzinę dłużej niż pierwszy i po wylądowaniu mieliśmy ok. 7 godzin czasu wolnego. Kupiliśmy więc wizę i wyruszyliśmy zwiedzać miasto. Oczywiście zobaczyliśmy tylko niewielką część, bo miasto tak ogromne, nie da się obejść w ciągu kilku godzin, ale i tak byliśmy szczęśliwi, bo widoki były niesamowite.

 
 





 
 
    Po Istambule czekał nas najdłuższy lot do Dar es Salaam w Tanzani. Choć wydawał się długi i nie do wytrzymania, było przyjemnie bo mieliśmy na tyłach fotelów ekraniki i mogliśmy grać i oglądać filmy :) Do Tanzani przylecieliśmy w nocy, warunki - jak na najgorszym dworcu. Musieliśmy przeczekać noc, bo niebezpiecznie poruszać się po mieście w nocy. Rano złapaliśmy taksówkę i przebrnęliśmy przez skrawek miasta zatłoczony korkami. Kupiliśmy bilety na prom i o 9:30 wypłynęliśmy do naszego miejsca docelowego, czyli na Zanzibar.
 
   Na miejscu spotkaliśmy trójkę przemiłych Polaków, którzy o dziwo wybierali się do tej samej wioski co my, czyli do Jambiani. Złapaliśmy wspólnie taksówkę, którą prowadził stary Zanzibarczyk. Mieliśmy przyjemną podróż bo puszczał nam swoje własne piosenki, które nagrał w młodości. Gdy dotarliśmy do wioski, objechaliśmy trochę hotelików przy plaży, ale ostatecznie zatrzymaliśmy się u pozytywnie zwariowanej Niemki w Jambiani Beach Bungalows. Cena za noc $20/osobę, wcale nie tanio, ale i tak była to jedna z tańszych opcji. Mieliśmy do dyspozycji własny domek, zadbany, z moskitierą i prysznicem. Co okazało się potem- było tak słabe cieśnienie, że musieliśmy się myć wodą z wiaderka, ale uwieżcie mi miało to swój urok :)
Tutaj kilka zdjęć z wioski Jambiani:
 
 

 
 
 

 
 
 
Tutaj nasz widok z hotelu:
 

 
 
A na plaży:
 
Gdy jest odpływ kobiety sadzą trawę morską, są niesamowicie rozciągnięte :)
 

 
 
Dzieciaki lgnęły do ludzi na każdym kroku :)
 

 

 
 
To tyle narazie :) Oczekujcie wkrótce drugiej części!! Buziaki!
 
 
 
 
 
-Wszystkie zdjęcia są mojego autorstwa lub mojego chłopaka Kuby, nie wyrażam zgody na kopiowanie bez wcześniejszego ustalenia warunków-